poniedziałek, 1 czerwca 2015

Wszystko i nic

Zawsze chcemy być przygotowani na każdą sytuację. Myślimy co dzień, co musimy zabrać, czego będziemy potrzebować, z czego skorzystamy. Mnogość przedmiotów, do których stale się przywiązujemy i z których korzystamy na co dzień w domach, biurach, na wakacjach czy w pracy, może przyprawić zwykłego użytkownika o zawrót głowy. Technologia cały czas się rozwija, więc i przybywa urządzeń, które musimy organizować i uczyć się nimi posługiwać. Jak więc lepiej gospodarować środkami, które na owe urządzenia wydajemy i przestrzenią, którą zajmują?

Z pomocą przychodzą człowiekowi urządzenia konwergentne, a więc takie, które łączą w sobie funkcje różnych maszyn, robiąc wszystko naraz. W miejscach, gdzie minimalizacja nie ma sensu (biura, warsztaty) najlepiej sprawdzają się właśnie takie urządzenia, które stanowią swoiste centrum i perfekcyjne wyważenie potrzeb wszystkich użytkowników.  Dla przykładu, kserokopiarka łączy w jednym miejscu nowoczesna drukarkę, kolorowe ksero i skaner. Jako maszyna wielofunkcyjna, sprawi się o wiele lepiej - wszystko można załatwić w jednym miejscu bez uruchamiania 3 osobnych urządzeń.

Proces jednolicenia narzędzi zaczął się od scyzoryków. Najprostsze wersje tych urządzeń (z ang. pocket knife) pochodzą jeszcze z czasów Cesarstwa Rzymskiego, jednakże nie były one stricte wielofunkcyjne. Te zaczęto produkować w Szwajcarii (dobrze znana marka Victorinox) dla armii. Żołnierze (m.in. II WŚ) potrzebowali wielu poręcznych narzędzi, które łatwo przewozić. Taka potrzeba zaowocowała swoistym cudem inżynieryjnym, jakimi są dzisiejsze scyzoryki. Noże, nożyczki, śrubokręty, długopis, piła do metalu, pilnik...to wszystko w małym i poręcznym narzędziu, które łatwo przenieść i używać.

 

Ale przeciętny posiadacz scyzoryka i tak posiada w domu osobną parę nożyczek czy też śrubokręty. Tak samo posiadacz high-endowego smartfona z szybkim procesorem posiada w domu komputer, aparat, router Wi-fi, konsolę do gier, a może nawet i telefon stacjonarny. Urządzenia konwergentne postrzegamy w pewnym sensie jako zminiaturyzowane wersje znanych nam przyrządów i nie uznajemy ich funkcji jako pełnych. Dodatkowo, nie uznajemy je za nie tyle wybrakowane, co mające formę ciekawe gadżetu, którym można poradzić sobie z najprostszymi czynnościami. Smartfonem zrobimy zdjęcia na koncercie, wykadrujemy je i wrzucimy na Facebooka, ale nie przeprowadzimy sesji fotograficznej, która wymaga dobrego aparatu, porządnej obróbki i mocnego komputera. Można więc dojść do prostego wniosku, że pomimo bycia interesujacym gadżetem, urządzenia konwergentne robią naraz wszystko i nic. 


Gdzie więc udadzą się producenci w następnych dekadach? Dobrym zobrazowaniem takich urządzeń może być uroczy i nieśmiertelny bohater sagi Star Wars - R2D2. Ten mały robot, który w zasadzie jest cylindrem z dwoma kołami wielokrotnie ratował w czarnej godzinie inne postaci filmu. Podłączy się do drzwi na Gwieździe Śmierci, wyświetli hologram, zespawa zerwane układy w statku kosmicznym. Warto też dodać, że model takiego robota jest w świecie Star Wars bardzo popularny. Pełni wiele funkcji, jest mobilny i wszechobecny. 


Innym świetnym przykładem jest główny bohater kreskówki “Inspektor Gadżet”, który, jako cyborg, dosłownie ma w sobie wszystkie funkcje i wykorzystuje je w swoich śledztwach. Tak jak R2D2 i szereg innych robotów z filmów sci-fi jest przykładem na wykorzystywanie AI do pomagania człowiekowi w wymiarze mechanicznym, łącząc robota z androidem. 


Urządzenia konwergentne to już nie tylko smartfony czy scyzoryki. W MP3 znajdziemy proste gry czy obsługę kanałów RSS. Telewizor połączymy z Internetem. Na PlayStation 3 możemy obejrzeć filmy na Blu-rayu i skorzystać z przeglądarki internetowej. Przykładów nakładania się funkcji jest bez liku, co jedynie może zaostrzać ciekawość na to, jak daleko posuną się producenci by urozmaicać swoje produkty.


Autor:
Janek Szafraniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz