Telewizja
wyrobiła na przestrzeni dekad całkiem pokaźny zestaw znaczeń słowa
"widowisko". Pierwsze - towarzyszące jej, gdy jeszcze raczkowała -
czyli wspólne spędzanie czasu z rodziną mające formę "czasu
świętego", wyznaczyło jej walory socjalizujące. Następne, związane jest
już nie tyle z tym "gdzie i z kim" się ogląda, ale "co" się
ogląda, poprzez raptownie urozmaicanie gamy programów. Telewizja, podobnie jak w przypadku najmniejszych komórek
społeczeństwa, nadaje też ogółowi poczucie wspólnoty poprzez światowe
wydarzenia np. Olimpiada lub Mundial, przenosząc
atmosferę stadionów do domostw i małych miasteczek. Emisja filmów w
piątkowych ramówkach czy w święta podniosła znaczenie telewizji niemal do
poziomu seansu kinowego. Słowem, zawsze starała być dla widza wymarzonym
widowiskiem, spełniając dla niego różne role.
Jednakże najpopularniejszym typem widowiska, z którym kojarzymy telewizję, to serie. Serie
programów kulinarnych, o modzie, seriale czy nawet codzienne wiadomości przyciągają uwagę i przyzwyczajają do siebie odbiorców. Stają się codziennym elementy
życia, popkultury. Ich funkcję są różnorodne: informacyjne, hobbistyczne, rozrywkowe. Dziesiątki talk show, reality show, talent show angażują na różnych płaszczyznach: kibicujemy temu konkretnemu uczestnikowi w "You can dance", chcemy znać ciąg dalszy losów bohaterów "The Walking Dead", jesteśmy ciekawi nowych osobowości w "Mam Talent".
Wydawać
by się mogło, że w takiej formie przekazowi telewizyjnemu będzie dobrze, bo
po prostu spełnia on swoją rolę. Z takiego porządku rzeczy postanowił
zrezygnować odłam zwany quality TV. W założeniu prezentuje lepszą jakość formy i treści przekazu, wiec najłatwiej
utożsamić taką dziedzinę z kablówką. Dodatkowe kanały oferują ekskluzywne
seriale, emisję wszystkich meczów lig zagranicznych, filmowe hity
dostępne w domu krótko po premierze kinowej, a to wszystko w krystalicznej
jakości HD. Polityka "więcej i lepiej", za która rzecz jasna należy słono zapłacić, nie jest w tym przypadku strzałem kulą w płot, bo
nierzadko owocuje ona faktycznie interesującym i "wysublimowanym"
produktem.Przykładów seriali, które są ekskluzywnym dobrem, jest bez liku. Wzystkie mają jeden wspólny mianownik: uczynienie swojego wytworu jak najbardziej atrakcyjnym i ambitnym. Posłużmy się ostatnio powstałym serialem "The Knick" wyprodukowanym dla amerykańskiego kanału Cinemax, będącego własnością HBO.
"The Knick" przenosi widza do Nowego Jorku początku XX wieku, okresu odkryć i wynalazków, zaś dla USA - czasu napływu imigrantów. Jego fabuła skupia się wokół jednego z działających tam szpitali. Główny bohater, Dr. Tahckery, to lekarz ordynator tytułowego Knicka i uzależniony od kokainy pionier nowoczesnej medycyny, kreowany na szaleńczego geniusza. Reszta postaci to zbiór osobistości z różnych klas i grup społecznych, wchodzących ze sobą w różne relacje. Brzmi znajomo?
Co więc
czyni go wyjątkowym? Oczywiście kwestie techniczne i treść. Całość
wyreżyserował Steven Soderbergh, który na koncie ma filmy takie jak: "Contagion",
"Panaceum", "Solaris" czy "Ocean's Eleven". W rolę owego lekarza-geniusza wciela się Clive
Owen, a o oprawę muzyczną zadbał Cliff Martinez - minimalistyczny kompozytor
znany ze współpracy z Nicholasem Windingiem Refnem i właśnie Soderberghiem. Scenografia i wielość naturalistycznych detali w kolejnych
operacjach zachwycaja dokładnością oddania realiów, natomiast sama fabuła nie kojarzy się z typowym telewizyjnym serialem opartym na płytkich
postaciach, fabularnych kliszach i słabych cliffhangerach. Jest bardzo
stonowana, skupia się na rozwoju interesujących postaci, nie jest ugładzona i nie stara się uszczęśliwiać widza na siłę. Chłodne, kliniczne i jasne obrazy,
które pokazuje Soderbergh nie ustępują niczym pełnoprawnym filmowym produkcjom.
Kadry z serialu "The Knick" |
Dlaczego
więc powstał serial, który jakością mógłby zawstydzic
niemałą grupę kinowych produkcji? Pomimo anagżującej atmosfery, oglądanie 10
sennych odcinków może męczyć lub paradoksalnie nie sprawiać żadnej
przyjemności, a - jak wspominaliśmy na blogu przed paroma tygodniami - o tę przyjemność
właśnie chodzi. Produkcje takie jak "The Knick, "Gra o tron", "Rodzina Borgiów",
"Breaking Bad" czy "Sherlock" starają się ulepszyć telewizję, pozwalając na nią
spojrzeć z perspektywy innej niż wieczorne wiadomości i "Kevin sam w
domu" (emitowanego w KAŻDE święta Bożego Narodzenia). Sam fakt chęci producentów do urozmaicenia ramówki i wyciągania ręki do innego widza bez waloryzacji swoich tworów,
świadczy, że telewizja, jako medium, dalej się rozwija i stara się sprostać
kolejnym wymogom społeczeństwa.
Quality
TV to także pośrednio element popkultury - choćby dzięki szalonej oglądalności produkcji
HBO. Najnowszą z nich jest bijąca wszelkie rekordy "Gry o tron" z obsadą pełną hollywoodzkich gwiazd,
wspaniałym uniwersum i muzyką od ucznia sławnego Hansa Zimmera - Ramina
Djawadiego. Wydawałoby się, że to już wystarczy, by uczynić serial tematem
dyskusji. Tak w gruncie rzeczy nie jest. Zabiegi stosowane przez autora
literackiego pierwowzoru George'a R.R Martina (masowe uśmiercanie kolejnych
postaci, liczne sceny erotyki i
przemocy, pamiętne cytaty) umiejscowiły w kulturze książki i serial jako fenomen sam w sobie, stający się tematem dyskusji, parodii, krytyki np. poprzez internetowe memy czy obecność w kreskówkach takich jak "South Park".
Serial, w tak niezależnej formie, zdobył widzów i popularność nie tylko przez
sam poziom relegalizacji i fabułę, ale również poprzez zabiegi, które twórcy mogli zastosować w produkcji, bez potrzeby ograniczania wyobraźni restrykcjami
masowej telewizji.
O tym, czym będzie quality TV w przyszłości, możemy tylko mniemać. Dotychczasowe efekty starań producentów mające na celu zróżnicowanie repertuaru na tle innych stacji skłaniają jednak do pozytywnych prognoz. Należy zaznaczyć, że podwyższanie standardów, jak i wiara w widza, który jest w stanie czerpać radość z rodzajów programów o rożnym poziomie realizacji, może przy nierozsądnej polityce spowodować upadek marki. Nadmiar ambicji i wymuszone przebijanie samej siebie to ostatecznie utrata lat ciężkiej pracy nad budowaniem aury wyjątkowości oraz - przede wszystkim - widza, który już nie zechce dowiedzieć się "co będzie w następnym odcinku".
Autor:
Jan Szafraniec
Korekta:
Weronika Fudała
Jan Szafraniec
Korekta:
Weronika Fudała
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz