piątek, 13 marca 2015

"You have 20 seconds to comply!"

Minęło już ponad 100 lat, odkąd na przełomie wieku XIX i XX społeczeństwo wpadło w głęboką apatię wraz z pojawieniem się nowego nurtu światopoglądowego zwanego dekadentyzmem. Jego zwolenników nieustannie dręczyło poczucie beznadziejności i pesymizmu spowodowane raptownym skokiem technologicznym, uprzedmiotowieniem człowieka oraz zbliżającym się w ich mniemaniu zmierzchem cywlizacji. Taki tok myślenia prowadził ich do ponurych wniosków: zmierzają ku zagładzie (co historia po części udowodniła w bardzo bolesny sposób).  

Pierwsza rewolucja przemysłowa oraz druga - technologiczna - przeniosły wielkie zmiany: polepszenie sytuacji materialnej społeczeństw, rozwój medycyny umożliwiający poprawę stanu sanitarnego miast, powstanie przełomowych wynalazków, które dziś uważamy za oczywistość i dobra podstawowe.        


Fin de siècle  i początek XXI wieku łączy niespodziewanie wiele. Postęp technologiczny uparcie nie chce się zatrzymać, ignorując bardzo liczne, krytyczne głosy. Świat zmaga się z wieloma kryzysami ekonomicznymi, politycznymi i ekologicznymi. W korporacjach kwitnie wyzysk, choroby cywilizacyjne zbierają krwawe żniwo, a maszyny odbierają coraz więcej miejsc pracy ludziom. Są tańsze. I (na razie?) się nie buntują.       

Determinizm technologiczny (zakładający kluczową rolę technologii w kreacji ładu społecznego oraz kierunku, w którym to społeczeństwo ma zmierzać) wyjaśnia takie zmiany, określając je mianem "postępu".  Porządkiem rzeczy jest jej stopniowy rozwój, który z zasady powinien być jasno określony i możliwy do przewidzenia, mając przy tym pośredni i bezpośredni wpływ na historię, ludność i - rzecz jasna - gospodarkę.      

Dzisiejsze pokolenie jest uszczypliwie nazywane "pokoleniem długiego kciuka", a internet czy prasa są pełne ekspertów bijących na alarm i głoszących pesymistyczne sądy na temat przyszłości. Ich opinie są w pełni słuszne, biorąc pod uwagę ilość czasu spędzanego w towarzystwie komputera, smartfona, telewizji czy "na fejsie" przez dzieci i młodzież. Wcale nie zaskakującym jest dziś obraz 6-latka z najnowszym modelem iPhone'a czy obecność na Facebook'u nawet noworodków (dzięki "uprzejmości" rodziców). Sam zetknąłem się z podobną sytuacją w gimnazjum: podczas jednej z lekcji nauczyciel skonfiskował koleżance telefon, na co ta zaczęła płakać i zemdlała. Takie skrajne przykłady niepokoją szczególnie, gdy pomyślimy jak niewiele czasu zajęło dojście do takiej sytuacji. Jak więc określą naszą cybernetyczną epokę za 100 lat przyszłe pokolenia?      

Bez wątpienia media formują nas i uszlachetniają. To od nich zależy interpretacja przekazu. Pozytywnych aspektów ich działań jest równie dużo lub więcej, niż negatywnych, ale w nieodpowiednich proporcjach to co leczy, może zabić. Z pozoru obiecujące cechy takie, jak wielofunkcyjność mogą okazać się na dłuższą metę destruktywne - nie tylko w kwestii możliwego uzależnienia, ale porzuceniu wiary we własne umiejętności i pozostawieniu wszystkiego programom oraz gadżetom. Solucjonizm, który zakłada rozwiązywanie wszelakich problemów za pomocą technologii, nie jest więc kierunkiem, w którym powinien udać się wspomniany rozwój techniczny. Jak mówił Sokrates: Jemy, aby żyć,  a nie żyjemy, aby jeść.     

Za przykład ilustrujący uzależnienie może posłużyć także wątek jednej z pierwszoplanowych postaci książki "Requiem for a Dream" oraz losy jej filmowej adaptacji w reżyserii Darrena Aronofskiego.  Mowa tu o Sarze Goldfarb, matce głównego bohatera, która prowadzi samotne życie w ciemnym mieszkaniu w jednej z sennych dzielnic Nowego Jorku.  Brak obecności syna w domu oraz pustka po zmarłym mężu wytworzyły w bohaterce potrzebę oderwania się od ponurej rzeczywistości i chęć kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynym obiektem zainteresowania kobiety stała się telewizja, która zaczęła definiować jej cele życiowe. Oglądając codziennie ten sam talk-show, wyobrażała  sobie siebie po drugiej stronie ekranu - jako młodszą, zgrabniejszą kobietę z synem, który odnosi sukcesy. Jedno uzależnienie doprowadziło do drugiego, tabletek na odchudzanie. Telewizja zostaje w "Requiem.." przedstawiona jako bardzo niebezpieczne narzędzie, które jest w stanie osoby nieuświadomione czy naiwne uczynić więźniami (często bezmyślnej) treści i uczestnikami wyścigu szczurów - pogoni za lansowaną modą.     

Kadry z filmu "Requiem for a Dream"
Nieobcy jest też naszym czasom wątek inwigilacji osób prywatnych w Internecie. Nagłośnione ostatnio sprawy Facebooka czy whistleblowera Edwarda Snowdena to tylko kropla w morzu afer. Chęć szpiegowania ludzi przez rząd bądź prywatne korporacje wydaje się być w erze Internetu dziecinnie łatwa do zrealizowania. Pytanie tylko, co może się stać, gdy nawet szpiegujący nie są w stanie w pełni zapanować nad zdobywanymi informacjami?       

Sprawę buszujących w internecie i czyhających na nieświadomych ludzi hakerów przedstawia gra komputerowa Watch_Dogs (współtworzona przez grupę hakerów). Akcja toczy się w dystopicznej wersji Chicago, gdzie cała infrastruktura miasta, dane osobowe, konta bankowe oraz rozgłośnie radiowe i telewizyjne zarządzane są przez jeden, centralny system operacyjny. Protagonistą gry jest zaś haker, który potrafi nim manipulować i wykorzystywać go do szkodzenia lub pomagania ludziom na różnorakie sposoby. Mieszkańcy w pełni ufają systemowi, który decyduje co zobaczą i od którego zależy na przykład ich bezpieczny powrót do domu. Watch_Dogs zadaje następujące pytanie: czy warto za cenę prywatności i wolności osobistej pozbyć się poczucia odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo?
     
Kadr z gry Watch_Dogs
Mówiąc o wyobrażeniach przyszłości, warto wspomnieć lata 80. Twórcy powstających ówcześnie produkcji science fiction spoglądali w nadchodzące millenium z nadzieją, fascynacją i niczym nieskrępowaną wyobraźnią. Saga "Star Wars" stworzyła wielofunkcyjne roboty i system komunikacji oparty na hologramach, co pozwalało na bardziej "personalną" rozmowę niż ta jaką oferuje choćby Skype. "Terminator" i "Robocop" dały nadzieję na powstanie cyborgów i implantacje elektroniki do ludzkiego ciała, ale przestrzegały przez tzw. "buntem maszyn". Zrobiony w konwencji filmu noir "Blade Runner" przedstawił zagmatwane relacje ludzi z ledwie odróżnialnymi klonami w dystopicznym Los Angeles. Odmienną wizję zaprezentował "Obcy", w którym to ludność podbija kosmos by następnie eksploatować bazę surowcową innych planet. Cywilizacja dysponuje tu techniką hibernacji czy długich podróży po galaktyce, ale korzysta z przestarzałego sprzętu oraz monochromatycznych wyświetlaczy, ufając tylko jednemu środkowi komunikacji - radiu.

Kadr z filmu "Terminator"
Kadr z filmu "Obcy"
Jednakże jednym z najsłynniejszych komentarzy dotyczących sztucznej inteligencji jest trylogia "Matrix" w reżyserii rodzeństwa Wachowskich. Buduje ona teorię cybernetycznego, sztucznego Wielkiego Brata (znanego ze słynnej powieści George'a Orwella "1984" czy powstałej znacznie później, niezależnej gry komputerowej, "Amnesia: A Machine for Pigs"). W trylogii realny świat zamieszkany przez ludzi okazuje się być fikcyjną projekcją, wytworzoną przez sztuczną inteligencję. Ta z kolei już dawno sprowadziła cywilizację ludzką do poziomu pokarmu, wykorzystując ją do własnego rozwoju. Tylko nieliczni mają okazję "obudzić się" i trafić do postapokaliptycznego świata, w którym wojownicy z podziemia stawiają opór hodującym ich maszynom.  

Kadry z filmu "Matrix"
Głębia takiej - choć fantastycznej - wizji daje się bezproblemowo przełożyć na zachodzące dzisiaj zmiany: rozwój robotyki, uzależnienia czy naoczny kontrast pomiędzy szarą rzeczywistością a atrakcyjnym światem wirtualnym.       

Słowem podsumowania: rozwój mediów i technologii jest niewątpliwie procesem, który zmienia świat i vice versa. W natłoku elektroniki, gadżetów, aplikacji, Internetu itd. kluczowymi wydają się być kwestie odpowiedniego przygotowania do obcowania z mediami oraz zachowania zdrowego rozsądku w trakcie korzystaniu z czasem absurdalnie banalnych lub niepotrzebnych "udogodnień". A te łatwo znaleźć na każdym kroku: w samochodach, smartfonach, komputerach. Coraz to głębsze, a co za tym idzie - trwalsze odrywanie się od rzeczywistości, wraz ze stopniowym uzależnianiem się od programów, mogą pewnego dnia doprowadzić do sytuacji, w której wojna z A.I. nie będzie brzmiała tak nieprawdopodobnie, jak dziś.

Autor:
Jan Szafraniec

Korekta/edycja:
Weronika Fudała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz