niedziela, 29 marca 2015

O popkulturze, taniej sensacji i przyjemności

Dziś na wstępie mam dla ciebie, Drogi Czytelniku, krótki test. Przyznaj szczerze, które z przedstawionych odpowiedzi są ci bliższe i czytaj dalej.

Miły sobotni poranek najchętniej rozpoczynasz od lektury:
A) świeżych artykułów na Pudelku i nowych postów na fejsie
B) wierszy Rilkego

Łatwiej przyjdzie ci wymienić tytuły:
A) piosenek Lady Gagi
B) utworów Strawińskiego

Bożenka z „Klanu” jest:
A) blondynką
B) nie wiem, nie znam

Jeżeli na wszystkie powyższe pytania udzieliłeś odpowiedzi B to gratuluję, podziwiam i z lekka nie dowierzam. Jeżeli natomiast przytrafiła ci się gdzieś odpowiedź A, to pewnie twoje uszka już płoną ze wstydu. Nic dziwnego. Każdy z nas chciałby być postrzegany jako intelektualista - skupiony jedynie na tym co wartościowe i ambitne, odporny zaś na najróżniejsze popkulturowe głupoty. Prawda? Prawda.


Zanim jednak załamiesz się do reszty, przeklinając w myślach swoje tanie gusta, śpieszę z pocieszeniem! Te „głupoty”, którymi karmi nas telewizor i Internet, wcale nie są takie nieistotne: poważni badacze kultury od lat pochylają się nad tym co popularne i masowe. Co więcej, rzut oka na Wikipedię pozwala stwierdzić, iż postawy jakie przyjmowali wobec popkultury bardzo się przez lata zmieniały i że dzisiejszym teoretykom daleko już do absolutnego jej potępienia. Odium, jakie swego czasu na nią spadło, jest współcześnie mocno passé. Dziś popkulturę się szanuje i dopatruje się powstawania w jej ramach tzw. nowej jakości. Warto tu napomknąć o pewnym medioznawcy (i zapamiętać jego nazwisko!), a mianowicie o Johnie Fiske, bowiem niejednokrotnie będziemy się na niego powoływać. Fiske popkulturą nie gardzi, ale z zaciekawieniem się jej przygląda i analizuje fenomen tekstów popularnych.

Nietrudno zgadnąć, dlaczego teksty popularne spotykają się z dezaprobatą "poważnych ludzi". Są to treści proste, oczywiste, powielające schematy, przejaskrawione i uproszczone. Skąd się zatem bierze magia popkultury która nam karze nieustannie się nią karmić i jest mocniejsza niż poczucie wstydu? W czym tkwi ta siła fatalna, która nasze oczy kieruje w stronę programu na MTV albo okładki Super Ekspresu?

Odpowiem jednym, kluczowym słowem: P R Z Y J E M N O Ś Ć.   

No dobrze, niech będzie przyjemność. Można oczywiście przyjąć, że większość ludzi sięga po teksty popularne, bo są nieskomplikowane, łatwe w odbiorze, a ich odczytanie na ogół nie wymaga zbytniego wysiłku intelektualnego. Ale jak to jest, że myślący człowiek, który nie stroni od tzw. kultury wysokiej, osoba świadoma przecież kiczu, tandety i wszelkich niedostatków popkultury, jest w stanie czerpać z jej odbioru przyjemność?


Owoce kultury popularnej, czyli newsy z Pudelka.

Po pierwsze: kultura popularna to taka sprytna bestia, która swoje wady potrafi przekuć w zalety. Zarzucamy jej przejaskrawienie i pogoń za tanią sensacją, a tymczasem skrycie obie te właściwości bardzo lubimy. Popularność kolorowej prasy i portali plotkarskich wynika z tego, że w sumie świetnie nam się czyta o cudzych patologiach, niezwykłych romansach, przedziwnych przypadkach i niezręcznych wpadkach. Mniej lub bardziej świadomie, zawsze z zapałem będziemy śledzić wszelkie odstępstwa od norm, nawet te podane nam w przesadzonej i kiczowatej formie. Zwłaszcza – jak dowodzi Fiske – jeśli w naszym prywatnym życiu sami do tych norm nie do końca przystajemy.

Po drugie: w prostym świecie kultury popularnej łatwo się zadomowić. Warto przeanalizować temat na przykładzie seriali telewizyjnych. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten z nas, kto nigdy nie dał się im uwieść. Z czystym zadowoleniem ulegamy magicznym światom seriali i chętnie identyfikujemy się z ich bohaterami.  Przypomina mi się w tym miejscu pewien sympatyczny film, w którym młodziutki Tobey Maguire tak bardzo zachłysnął się sielankowym życiem mieszkańców serialowego miasteczka, że aż... udało mu się przenieść w głąb telewizora, wprost do ulubionej telenoweli.


Ale eskapizm nie jest  jedynym wyjaśnieniem fenomenu popularności wyobrażonych światów. Zakłada się że przestrzeń popkultury oferuje pewną swobodę poruszania się w jej obrębie. Bohaterowie seriali telewizyjnych to na ogół dość schematyczne postaci. Ich jednowymiarowość sprawia, że szybko z nimi sympatyzujemy lub wręcz przeciwnie: prezentowane przez nich postawy i wyznawane wartości możemy łatwo wyszydzić. Widzowi pozostawia się tu pewną dowolność. Jak dowodzi Fiske, paradoksalnie złożoność  popularnych produkcji telewizyjnych, tkwi w tym, że odrzucają głębokie treści. Pokazując zaledwie szkic, oczywistość i uproszczenie, pozostawiają pewną lukę, którą widz ma zapełnić własnym społecznym doświadczeniem. Perypetie serialowych bohaterów angażują widza emocjonalnie do tego stopnia, że ten sam jest w stanie dookreślić i uzupełnić pewne sytuacje, nadać im głębię wedle swojej oceny.

 I tu już prosta droga wiedzie do odkrycia kolejnej ciekawej właściwości  kultury popularnej. Wiadomym jest, że operuje ona pewnymi schematami, które każdy odbiorca – niezależnie od wykształcenia czy doświadczenia – może z łatwością odczytać i zinterpretować, czerpiąc przy tym przyjemność. Ale odczytanie i interpretacja jest tutaj dowolna, a mówiąc ściślej  – każdy odbiorca może się w obrębie tekstu popularnego dowolnie poruszać, wyciągać z niego co tylko chce i nadawać nowe znaczenia. To tłumaczy dlaczego niektóre wytwory popkultury wzbudzają tak wielkie dyskusje. Dlaczego poważni publicyści, pisarze, badacze i nawet filozofowie tak się popkulturą interesują. Dlaczego pochylają się nad nią i ją analizują, czasem śmiertelnie poważnie, a czasem z przymrużeniem oka, mając z tego nielichą frajdę.

Analiza reality show "Warsaw Shore" na łamach "Dwutygodnika"

 Ta otwartość tekstów popularnych pozwala nam zatem na coś więcej niż tylko ich bierne i bezrefleksyjne przyjęcie. Fiske pisze o tekstach wytwarzalnych (jako łączących w sobie cechy tekstów pisalnych i czytalnych), które umożliwiają odbiorcy aktywne włączenie się w ich odczytanie, nadanie nowych znaczeń i stanie się tym samym ich współtwórcą.

Wiele by jeszcze można na ten temat powiedzieć i wiele też już zresztą  powiedziano, co tylko dowodzi jak potężna jest siła popkultury. Na zakończenie przypomnę, iż nie jest wcale tajemnicą, że Wisława Szymborska  pomiędzy lekturą Tomasza Manna a spłodzeniem poezji godnej Nobla, lubiła zasiąść przed telewizorem, by z wypiekami na twarzy śledzić kolejne odcinki „Dynastii” albo „Tańca z gwiazdami”, w którym występował jej ukochany bokser Andrzej Gołota. A zatem podnieś głowę, Drogi Czytelniku i wyzbądź się kompleksów. Możesz czuć się rozgrzeszony i dalej cieszyć się swoimi popkulturalnymi guilty pleasures.


Autor:
Weronika Ciągała

Mini korekta:
Weronika Fudała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz